Posts Tagged 'Olivier'

Trzy kolory: Czerwony

Trzecia i ostatnia część „Trzech kolorów” z 1994 roku. Jest to też ostatni film Krzysztofa Kieślowskiego, który zmarł w 1996 roku. Co ciekawe, reżyser nie znał języka francuskiego.

Młoda modelka Valentine potrąca psa. Zawozi go do weterynarza, a następnie do jego właściciela – zgorzkniałego starszego mężczyzny. Ten nie chce jednak psa, każe Valentine zabrać go. Po czasie pies ucieka i wraca do swojego właściciela. Valentine poznaje go bliżej. Okazuje się, że to emerytowany sędzia, którego zajęciem jest przechwytywanie i podsłuchiwanie rozmów telefonicznych sąsiadów. Valentine jest oburzona i wystraszona. Postanawia powiadomić o tym sąsiadów, ale nie jest to wcale takie proste. Wraca do sędziego. Ich znajomość trwa, aż w końcu przeradza się w przyjaźń. Valentine ma chłopaka, który wyjechał służbowo i kontaktuje się z nią telefonicznie. Pewnego razu bohaterka zapomina włączyć automatyczną sekretarkę, przez co narzeczony posądza ją o zdradę. Valentine nie może tego zrozumieć, jest jej z tego powodu bardzo ciężko. Obok tej historii, istnieje jeszcze wątek świeżo upieczonego sędziego (August). Ma on własne mieszkanie, samochód, dziewczynę, pracę, życie u stóp. Jego życie załamuje się, gdy odkrywa, że jest zdradzany. Podczas ostatniego spotkania Valentine i starego sędziego, ten opowiada jej historię swojego życia. Jest to po części też historia młodego sędziego. Oboje mieli przed sobą wspaniałą przyszłość, oboje zostali zdradzeni. Obydwoje wybrali się w podróż po kanale La Manche aby śledzić swoje byłe narzeczone. Z tą podróżą jest związana ostatnia scena. Wypadkowi ulega prom morski. Przeżywa jedynie kilka osób, w tym: Julie i Olivier, Karol i Dominique, Valentine i August.

Po raz kolejny mamy motyw zdrady, mimo, że obok niego istnieją inne, wydawałoby się ważniejsze. „Czerwony” to być może najlepszy z całej trójki kolorów. Znowu zdrada w moim odczuciu wybija się na pierwszy plan.

Scena w której August podgląda swoją kobietę przez okno, jest brutalniejsza, smutniejsza i bardziej wstrząsająca od tej w „Białym” kiedy Karol rozmawia z Dominique. Wtedy właśnie ma niezbity dowód na to, że został oszukany i zdradzony. Doznaje szoku, nie jest sobą. Nie wie co ma ze sobą zrobić. Stary sędzia prawdopodobnie przeżył to samo. Całe szczęście twórcy filmu oszczędzili nam drugiej podobnej sceny. Mógłbym na niej nie wytrzymać. Równie smutne i upokarzające jest zachowanie narzeczonego Valentine. Dziewczyna spóźniła się parę minut do domu i od razu została posądzona o zdradę, podczas gdy była wierna jak pies. A może zdradzała psychicznie swojego chłopaka z emerytowanym sędzią, przyjacielem? To chyba jednak można Valentine wybaczyć. Nie było groźby zdrady fizycznej.

Czerwony – braterstwo. Chyba nie do końca rozumiem intencje reżysera. Może chodzi o przyjaźń młodej dziewczyny i starego mężczyzny? Może o brak braterstwa (chłopak Valentine i dziewczyna Augusta)? Może o końcową scenę w której wszyscy się spotykają? Prawdopodobnie to jest odpowiedź na pytanie czym jest braterstwo w tym filmie.

Braterstwo bezpośrednio wiąże się z zaufaniem. Zdrada to najgorsze, co może spotkać człowieka, bo łączy w sobie kłamstwo (koniec zaufania) i zerwanie braterstwa, więzi która być może tworzyła się przez lata. Na dodatek dzieje się to bez wiedzy i zgody jednej ze stron. Często pokrzywdzeni muszą sami odkrywać prawdę, co tylko potęguje ból. Słyszałem opinie, jakoby „Trzy kolory” były opowieścią o miłości. Może rzeczywiście. Wygląda na to, że każdy z bohaterów w końcu znajduje swoją miłość. Ale przez jakie męki musieli przejść, aby tę miłość osiągnąć. Dla mnie to opowieść o zdradzie. O zdradzie szeroko pojętej, ale także tej konkretnej, zdradzie miłosnej. Dlatego cała trylogia była dla mnie wstrząsem. Zachęcam do obejrzenia jej (być może ponownie) i spojrzenia na problem właśnie z tej strony. To zaskakujące, jak wiele cierpienia dostarczają nam nasi najbliżsi. To chyba oni sprawiają nam najwięcej bólu. Smutne, ale prawdziwe…

Trzy kolory: Niebieski

Film nakręcony w 1993 roku. Jest pierwszą częścią filmowej trylogii Krzysztofa Kieślowskiego. Trzy kolory – niebieski, biały i czerwony – mają symbolizować flagę francuską, a co za tym idzie hasło „Wolność, równość, braterstwo”.

Akcja „Niebieskiego” zaczyna się od wypadku samochodowego, w którym główna bohaterka – Julie, traci męża (Patrice) i córkę (Anna). Po tej tragedii nic nie ma już dla niej znaczenia ani sensu. Sprzedaje wszystko co ma, łącznie z domem. Chce pozbyć się wspomnień oraz ludzi którzy ją otaczali. Uważa, że pomoże jej to zapomnieć, i szybciej dojść do siebie. Nic bardziej mylnego. Nie radzi sobie z własnymi myślami, męczy się. W zakończeniu filmu nie wiemy, jak dalej toczą się jej losy. Dopiero finał trylogii daje nam podstawy by sądzić, że jednak ułożyła sobie życia na nowo, z innym mężczyzną, czyli znowu do czegoś/kogoś się przywiązała.

Film budzi skrajne emocje. Dla jednych jest nudny, przepełniony patosem i śmiesznymi symbolami. Dla drugich jest bardzo poetycki i artystyczny, a nawet transcendencyjny. Mną ten film wstrząsnął.

Główna bohaterka, kilka dni po pogrzebie swojego męża dzwoni do jego asystenta (Olivier), pyta czy ją kocha, po czym spędza z nim noc. Można starać się usprawiedliwiać takie zachowanie. Była zagubiona, nie wiedziała co ze sobą zrobić, może nie chciała być sama, może chciała zapomnieć i pozbyć się myśli o mężu na rzecz innego, albo nawet przypomnieć sobie tym sposobem męża. Mimo to, byłem zaszokowany postawą Julie. Formalnie męża nie zdradziła, bo już go nie ma, ale przecież odszedł ledwie parę dni wstecz. Później dowiadujemy się, że Patrice zdradzał swoją żonę, że jego kochanka zaszła z nim w ciąże. To pozornie stawia Julie w lepszym świetle, wszak jej mąż postąpił o wiele gorzej. Mnie to jednak nie przekonuje. Zabolało mnie zachowanie głównej bohaterki. Odnoszę wrażenie, że mogła nawet nie kochać swojego męża. Była jedynie przyzwyczajona i przywiązana do tworzenia z nim rodziny.

Film ma mówić o wolności (jako pierwszej z trzech wartości). Wolnością jest w tym przypadku całkowita niezależność. Wolność zastępuje przywiązanie i poczucie bezpieczeństwa. Pozostaje niepewność i swoboda wyboru. W tym przypadku wolność staje się określeniem raczej pejoratywnym. Wolność sama w sobie nie jest niczym dobrym. Nie może istnieć w odosobnieniu. Jednocześnie z nią musi być coś lub ktoś, kto nam tę wolność zabiera lub ogranicza, a my się na to zgadzamy i tego potrzebujemy.


Statystyki bloga

  • 30 563 wejść

Goście

Maj 2024
Pon W Śr Czw Pt S N
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031